
Minął już pełen rok, a ja nadal nie mogę w to uwierzyć. To jest niczym koszmar, a mi cały czas wydaje się, że śpię, że to tak naprawdę się nie dzieje.
Rok temu Chema opuścił nas i poszedł do Nieba na wieki. W środku czuję ogromną pustkę – był w końcu moją drugą połową. Razem dzieliliśmy marzenia i plany rodzinne. Teraz jednak już go tu z nami nie ma. Odszedł ledwie na półmetku życia – w końcu w dzisiejszych czasach nie tak trudno o przeżycie całych 100 lat.
Brakuje mi tego, jak trzymałeś mnie za rękę podczas spaceru po okolicy, Twojego spokojnego spojrzenia, kiedy ponosiły mnie emocje… Tęsknie za chwilami, kiedy ścieliłeś nasze łóżko nawet wtedy, kiedy byłeś zagniewany, albo gdy męczyła Cię choroba, niezidentyfikowana jeszcze wtedy przez lekarzy. Pamiętam, jak żartowaliśmy sobie, kto z nas umrze pierwszy. Mówiłeś mi: „Chyba ja, przecież nie mogłabyś mnie zostawić samego z tyloma dziećmi!”
Kiedy to piszę, w moich oczach są łzy, tak że ciężko jest mi dostrzec ekran komputera. Nie płaczę zbyt często, po śmierci Chemy chyba już po prostu nie mam czym płakać. Poza tym, żyjąc w tak dużej rodzinie, człowiek nie ma czasu na rozmyślanie nad swoimi troskami. Przy ogromie pracy i tysiącach codziennych wydarzeń, czas płynie naprawdę szybko.
Niedawno przypomniałam sobie, jak dużo mam na głowie. Muszę cały czas pilnować, co robi siedmioro z moich dzieci, a oni przecież nie mają telefonów! Muszą więc mi mówić, kiedy idą grać w piłkę, kiedy wracają, do kogo idą w odwiedziny. Muszę też chodzić na wszystkie wywiadówki. Dobrze, że ta część dzieci, która jest już na studiach, potrafi się zająć sobą.
Czasem po prostu nie rozumiemy, czemu coś się dzieje, i cały czas pytamy się siebie samych: dlaczego? Nasza wiedza nie jest nieskończona, niektórych rzeczy dowiemy się dopiero w Niebie, nie powinniśmy więc teraz dziwić się, że niektóre rzeczy są dla nas niepojęte. A to jest właśnie jedna z tych niepojętych rzeczy: jak ojciec 15 dzieci mógł nas opuścić w niecałe 2 tygodnie?
W tym roku naszej rodzinie przydarzyło się mnóstwo wspaniałych rzeczy. Ostatnią z nich była publikacja książki mojego szwagra, Miguela: „Do mojego brata, Chemy: List, którego nigdy Ci nie wysłałem”. Książka ta sprzedaje się całkiem nieźle, pomagając przy okazji wielu osobom, gdyż pokazuje osoby wiarygodne, bo żyjące w naszych czasach. Pokazuje osoby borykające się z takimi samymi problemami, co inspiruje do walki z własnymi słabościami. Pozwala znaleźć rozwiązanie, wybaczyć, zapomnieć, być szczęśliwym.
Któregoś dnia jedna z matek na meczu bejsbolowym mojej córki mówiła mi o tym, jak wielkie wrażenie zrobiła na niej książka o Chemie. „O Chemie wiedziałam tylko tyle, że często przychodził tu kibicować swojej córce. Na sobotnie mecze przychodził ze wszystkimi dziećmi – zawsze spokojny i uśmiechnięty. Myślałam wtedy, jak łatwe ma życie. Ta książka pozwoliła mi spojrzeć na niego z innej perspektywy. Przyznaję, że ciężko mi było ją czytać, często nie mogłam powstrzymać łez, ale z pewnością dodaje ona odwagi. Jestem przekonana, że pomoże wielu osobom.”
Chema, tęsknimy za Tobą, pilnuj nas tam z góry, tak, jak robiłeś to do tej pory. Dziękuję Ci, bardzo Ci dziękuję!