
Rafa ma dyżur wkładania naczyń do zmywarki we wtorki. Co prawda każdy ma obowiązek włożenia swojego talerza do zmywarki po posiłku, jednak zawsze znajdzie się jakieś wyjątkowo pilne dziecko, które musi natychmiast wracać do nauki na jutrzejszy egzamin i zostawia swój talerz na stole. Każdego dnia jedno z dzieci jest odpowiedzialne za to, żeby zmywarka była wieczorem napełniona i włączona, a jak już wspominałam, wtorek jest dniem dyżuru Rafy. Zawsze jednak pojawiają się wtedy problemy: boli go brzuch, jest bardzo zmęczony, musi się wcześniej położyć spać. Dobrze – mówię mu wtedy – sama się tym zajmę, ty idź do spania. Ale wtedy rzecz jasna rozpoczynają się protesty rodzeństwa: „Mamo, nie! Zostaw, to jego dyżur! Zawsze jest tak samo!” W końcu jednak przychodzą i pomagają. To piękne uczucie, patrzeć, jak rodzeństwo pomaga sobie wzajemnie.
Każde dziecko ma u nas jakiś dyżur, więc wszyscy współpracujemy, żeby w domu był ład i porządek. Każdy ma swój własny obowiązek: już od wieku dwóch lat ścielą swoje łóżka, składają piżamy i sprzątają w pokojach. Sposób, w jaki to robimy, jest prosty: wywieszamy listę ze wszystkimi dyżurami, które muszą zostać wykonane, i każde dziecko wpisuje swoje imię obok tego z nich, który chce wykonywać. Jeśli dany dyżur nie został wybrany przez żadne z dzieci, osoba za niego odpowiedzialna zmienia się co miesiąc.
Co za świetna okazja do wychowywania naszych pociech! Pomaganie innym, nie oczekując niczego w zamian (choć oczywiście każdy doceni proste „dziękuję”).